niedziela, 31 marca 2019

Wojtek "Legia" Wisiński (1959-2019)

     
         Z piątku na sobotę , w nocy, 23 marca odszedł człowiek, który cieszył się niesamowitą estymą wśród kibiców Legii Warszawa. W wieku 60 lat zmarł po ciężkiej chorobie Wojciech "Legia" Wisiński. Dzień temu człowiekowi zawdzięczamy przyjacielskie relacje na linii Legia Warszawa - Den Haag. W październiku 2010 roku przy Łazienkowskiej 3 odbył się mecz przyjaźni Legia - Den Haag, którego dochód był przeznaczony na leczenie Wojtka. Dzisiaj Wojtka nie ma już z nami na tych trybunach, ale pamięć i jego osoba będą na zawsze kojarzone z tymi dwoma miastami - Warszawa & Haga.

Spoczywaj w pokoju, Legionisto.





piątek, 22 marca 2019

Austria – Polska 0:1. Pio Pio Bianco Rosso !


          Potwierdza się to co od zawsze powtarzam – Krzysztof Piątek powinien grać w RePie !
Zwycięstwo na dość nieprzychylnym nam terenie smakuje niewątpliwie. 😎Zwłaszcza, że te poprzednie mecze zawsze miały swój smaczek z różnych powodów. Tym razem sędzia niczego nie “wydrukował”, nikt z drużyny rywala nie powiedział, że nasz zawodnik “śmierdzi Polską”. 😉




Na spotkaniu było blisko 16000 polskich fanów, którzy byli całkiem solidnie słyszani jaki i widziani.




czwartek, 21 marca 2019

Powrót Arka

          
         O ile z piłkarzy obecnego składu najbardziej podpadł mi ostatnio Cafu, to cieszy mnie powrót Arka Malarza ! Wiem, wiem... Już słyszę te głosy jak to już nie te lata i kolejny, który robi tylko atmosferę. Dobra ! Ale czy nie taki człowiek powinien mieć szansę powrotu jak właśnie Arek ? Cafu wkurza tym, że drugi dzień z rzędu jest wygoniony przez sędziego po zobaczeniu czerwonej kartki na 3 minuty przed ostatnim gwizdkiem, a Arek cieszy, że dopiął swego wracając do treningów z pierwszym zespołem. Jeśli mam być szczery to niech z Arkiem wygrywają i z Arkiem … przegrywają. Radek Majecki, który całkiem nieźle obrywał w meczu z Rakowem do tego stopnia, że pauzuje bo ma obite żebra, to dobre bramkarz. Bez dwóch zdań. Ale żeby obecny zespół poderwać do sportowej agresji i zrobić porządek w szatni potrzebny jest ktoś taki właśnie jak Arek Malarz.
Oby ten pierwszy zwiastun wiosny był też zwiastunem przebudzenia Legii w nowej rundzie z letargu, który jest już tak nurzący, że jak to mówi mój znajomy tego na trzeźwo nie da się oglądać.
Arek, jesteś złoty chłop, wracaj i walcz o to o co potrafisz najlepiej - o mistrzostwo 💪!
Niezależnie od tego co będzie, tacy jak ja - a jest i trochę 😉- będą zawsze stać za Tobą 👊.







poniedziałek, 18 marca 2019

Legia - Śląsk Wrocław 1:0. Wymęczone zwycięstwo ...

         Sobotni wieczór, 16 marca, temperatura w miarę znośna. Co robić ? Iść na mecz. Legia na Estadio Wosjak Polskiego podejmuje Śląsk Wrocław. Pierwsza połowa to festiwal nieskuteczności z obydwu stron … ale to Legia więcej marnowała akcji. Brak koncentracji ? Kolejny mecz zadufanego trenera, który nawet nie chce słuchać krytyki ? Ciężko powiedzieć bo i ciężko się to oglądało. 
Druga połowa przyniosła więcej emocji bo nawet główny arbiter Stefański upominał trenera Sa Pinto. Nawet sędziowie mają go dosyć... W 52. minucie dochodzi do zagrania ręką Igora Tarasovsa. Kontrowersje rozstrzygnął VAR a w międzyczasie piłkarze WKS-u robili wszystko, aby ewentualna "jedenastka" nie została wykorzystana przez legionistów począwszy od skopania murawy przez bramkarza Słowika a skończywszy na dyskusjach z arbitrem i egzekutorem. Do piłki podszedł Carlitos i pewnie wykorzystał podyktowany rzut karny doprowadzając do 1:0. Legia objęła prowadzenie … i przestała grać. Pozostała część spotkania to jedna wielka farsa i antyfutbol. Legia nie utrzymywał się przy piłce i robiła wszystko aby ją stracić, a Śląsk prowokował i skutecznie przerywał grę. Pod koniec spotkania znów musiał być użyty VAR bo Stolarski starł się z Piechem, ale sędzia nie podyktował jedenastki dla drużyny Śląska za to ukarał czerwoną kartką Cafu, który otrzymał na przestrzenie tygodnia schodził z boiska będąc z niego wyproszonym przez arbitra. Za co ? Za próbę oplucia Piecha ale finalnie to sam się opluł... Żenada.



Tego dnia doping ze strony Żylety i nie tylko stał na przyzwoitym poziomie. W końcu udało się zgromadzić na stadionie ponad 24000 widzów. 





Przyjezdni przyjechali specjalem ze stolicy Dolnego Śląska około 17:30 do Warszawy. Na oko jak się patrzyło na ich grupę eskortowaną przez policję było ich około 900 osób. Obserwując ich zachowanie na pewno 2 fanów Śląska nie weszło z uwagi na powinięcie za atak na policjanta. Obydwaj to 17-18 -latkowie. Cóż, chyba nie warto było. Sam doping fanów WKS-u nie był praktycznie słyszany a jak już to tylko żeby wyrazić swoją wulgarną opinię o gospodarzach.





Mecz z cyklu "było-minęło" a za tydzień przerwa na Reprezentację Polski. Uff, ostatnie mecze to wyczerpujące zjawisko do oglądania...

Wspomnień czar. Remis z Rakowem 22 lata temu

       O tym, że Częstochowa to nie do końca łatwe miejsce do gry wiedzieli piłkarze Legii w latach 90. ubiegłego wieku. Remis 1:1 padł w marcu 1997 roku. Jako ciekawostkę załączam krótki filmik poniżej. Warto zwrócić uwagę na sektor gości, który optycznie widać, że zajęty był przez więcej niż 250 osób z Warszawy. Może jakby wpuścili kibiców Legii w środę inny przebieg miałby mecz ? Tak tylko głośno myślę …



niedziela, 17 marca 2019

1/4 Pucharu Polski : Raków Częstowchowa - Legia 2:1. Rok bez finału na Narodowym...

        Środa, 13 marca 2019 AD elektryzowała całą piłkarką Polskę. Niewątpliwie mecz w Częstochowie na stadionie przy ul. Limanowskiego to był swoisty pojedynek Dawida z Goliatem. Konkretnie lidera 1. Ligi z ambicjami na grę w ekstraklasie z aktualnym Mistrzem Polski. Trener Marek Papszun stworzył na prawdę solidny zespół, który nieprzypadkowo przewodzi w tabeli zaplecza najwyższej klasy rozgrywkowej. Drużyna z wielkimi nadziejami ale i wielką ochotą do gry przystąpiła bez kompleksu do gry z Legią. Po 4 minutach było już 1:0 dla gospodarzy, gdy po kuriozalnej interwencji bramkarza Legii Raków objął prowadzenie w spotkaniu. Radość miejscowych trwała 30 minut kiedy to Michał Kucharczyk wyrównał na 1:1. Druga połowa nie przyniosła rezultatu rozstrzygającego. Pojawiły się kontrowersje przy rzekomy zagraniu ręką Salwadora Agrary, ale sędzia prowadzący spotkanie podjął decyzję o wznowieniu gry bez rzutu karnego dla Rakowa. Pod koniec regulaminowego czasu gry Raków Częstochowa wyraźnie opadł z sił. gołym okiem widoczna była przewaga kondycyjna piłkarzy z Warszawy, ale nie potrafili tego udokumentować konkretnym strzałem i golem. 90 minut skutkowało olbrzymim zmęczeniem piłkarzy ze szczególnym wskazaniem na zawodników Rakowa. Koledzy piłkarzy RKS pomagali rozciągać się kolegom z zespołu na matach wokół boiska.  Pierwsza połowa dogrywki nie przyniosła rozstrzygnięcia. Piłkarze Rakowa jeszcze dochodzili do równowagi swoich sił witalnych a legioniści dalej byli nieporadni w swoich poczynaniach myśląc o rzutach karnych. W drugiej połowie - dla mnie - takim zwiastunem problemów było wejście na boisko czarnoskórego piłkarza RKS Rakowa o nazwisku Friday. Znaczenia nazwiska nie trzeba tłumaczyć ale w 112. minucie doszło do tego czego się nabardziej obawiałem... Padła bramka na 2:1 dla Rakowa i radość miejscowych była niesamowita. Sen o 20. Pucharze Polski podnoszonym przez piłkarzy Legii 2 maja 2019 r. na Stadionie Narodowym prysł... Nie ma co się oszukiwać Raków był lepszym zespołem dlatego wygrał. Do tego czerwona kartka dla Cafu w 115. minucie oraz przepychanki zawodników po zejściu z boiska, nie pokazują klasy z jaką powinien się zespół Ricardo Sa Pinto żegnać z tegoroczną edycją Pucharu Tysiąca Drużyn.




Jeśli chodzi o klimaty wokół sportowe to ekipa wyjazdowa ze Stolicy przybyła do Świętego Miasta w sporym nadkomplecie bo 700 głów. Przypomnę, że sektor gości w Częstochowie jest w stanie pomieścić zaledwie 250 osób. W geście szeroko pojętej solidarności "wszyscy albo nikt" legioniści zostają pod bramą stadionu ograniczając się do kilkukrotnego okrzyku i wracając w drogę powrotną.

 Mówi się, że około godziny przed meczem miały się pojawić zbłąkane auta na warszawskich numerach rejetracyjnych w okolicach kas stadionu jednak szybka interwencja tych co zwykle zapobiegła ewentualnej konfrontacji na gruncie ulicznym.

Tego dnia "Medaliki" wystawiły dobry liczebnie młyn z solidnym oflagowaniem jednak dopingiem średnio porywali. Nie ma co się czarować bo ilościowo może nie są potęgą, ale jak na swoje możliwości to robią całkiem dobre wrażenie.


Prawdopodobnie Raków Częstochowa może być rewelacją tegorocznej edycji Pucharu Polski a nam pozostaje czekać aż rok czasu...

środa, 13 marca 2019

W Częstochowie po ćwierćfinał

        
          Trzeba przyznać, że Częstochowa nie gościła Legii u siebie od sierpnia 1997 roku. Co się przez ten czas zmieniło ? Sporo. Raków jest na czele pierwszej ligi z imponującym dorobkiem 48 zdobytych bramek i tylko 10 straconych. Mówi się że jest idealnym kandydatem do awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce po przeszło dwóch dekadach.
Tylko 3 godziny wystarczyły na to żeby sprzedać 4200 wejściówek na dzisiejsze spotkanie. Kibice Mistrza Polski mogą liczyć na zaledwie 250 miejsc w klatce gości. Kibicowsko Raków w ostatnim czasie ma za swoich układowiczów fanów gdańskiej Lechii. To RKSowi  Ruch Chorzów w niehonorowy sposób zabrał 4 flagi po Piłkarskiej Gwiazdce w styczniu 2017 roku. Kibice Rakowa nie kryją swojej niechęci do Widzewa Łódź i Polonii Bytom ,z którą toczą bój o prymat na tej części geograficznej Polski. Ich zgodami jest Kędzierzyn Koźle oraz węgierski Videoton Szekesfehervar. Ekipa "Medalików" słynie też z dość old-schoolowego wieszania flag … bo na zewnątrz klatki gości. Stadion może nie powala i od niedawna ma sztuczne oświetlenie. Pamiętajmy jednak że to klub, który do niedawna borykał się z poważnymi problemami natury organizacyjno-finansowej a dziś o 18:00 stanie na przeciw Legii w drodze do finału Pucharu Polski. Raków Częstochowa nie zanotował porażki od sierpnia 2018 roku.




Angielska (od)trutka

         Wracając jednak do Anglii i tego co działo się na boiskach Premier League warto odnotować niedzielny mecz na szczycie Arsenal Londyn  - Manchester United. Mecz był wart obejrzenia z uwagi na sympatię do Czerwonych Diabłów jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Co prawda ManU nie mają w swoim składzie już Davida Beckhama czy Petera Schmeichela, którego syna nie znoszę a ojciec na starość też czasami zaczyna mówić bzdury w wywiadach, ani nie osiągnęli nic po odejściu sira Alexa Fergusona z funkcji menagera klubu, to nie zmienia to faktu, że człowiek czuje do ich tradycji szacunek. I tak chyba zostanie.
Postanowiłem , że obejrzę ten hit ligi angielskiej bo przynajmniej trawa będzie ładniejsza od tej w Gdyni. 😉 Mecz oczywiście miał zawrotne tempo a gospodarze utrzymali wynik 2:0 do końca wychodząc z całego pojedynku zwycięsko. Szkoda było tego kuriozalnego karnego, który moim zdaniem nie powinien wcale być podyktowany, ale cóż … 
Czasami dobrze jest sobie zrobić taką odtrutkę od naszej krajowej kopaniny, choć sposób kibicowania ograniczający się tylko do okrzyków z sektorów gości i gromkich braw po bramkach jest na tyle dziwny i toksyczny, że człowiek cieszy się nawet z niezachwycającego poziomu gry mając uczucie udziału w tym co się dzieje na stadionie.

wtorek, 12 marca 2019

Na Zachodzie sobie poradzili ...


… aż się prosi aby taki hashtag stworzyć 😜. Może wyglądało by to tak #nazachodziesobieporadzili. A wracając do tematu. Ubiegły weekend obfitował w emocje - te piłkarskie, oczywiście - które niektórym wymknęły się ciut poza kontrolę. W czasie derbowego meczu Birmingham City kontra Aston Villa, Jack Grealish, gwiazda AVFC podczas radości ze zdobytego gola otrzymuje z tyłu od jednego z miejscowych kibiców miernej jakości prawego sierpowego. "Śmiałek" został rzecz jasna spacyfikowany i usunięty przez stewardów z boiska. W poniedziałek usłyszał wyrok 14 tygodni więzienia oraz 10 letni zakaz stadionowy. Włodarze klubu Birmingham City rozszerzyli zakaz na dożywotni dla sprawcy całego zamieszania przy St. Andrew's.


Jakby tego było mało, Jack Grealish, który prywatnie jest  fanem Aston Villa wychowanym w gnieździe szerszeni, bo jako jedyny na dzielnicy kibicował AVFC wśród kibiców Birmingham City, po strzeleniu jedynego gola w meczu został również źle potraktowany przez stewarda... który został wyprowadzony przez policję. Jakież było zdziwienie pana w nobliwym wieku, który poszedł z policjantami w celu wyjaśnienia swojego udziału w całym zamieszaniu. Myślał, że nikt nie zobaczy co zrobił, a konkretnie że sprzedał kopa Jackowi 😈. Ciekawi mnie dlaczego tak mało się o tym mówi.


Tego samego dnia Hibernians Edynburg podejmowali u siebie Glasgow Rangers w lidze szkockiej. Tam również jeden z kibiców postanowił "złożyć" wizytę na boisku i "umilić" grę piłkarzom. Fan gospodarzy postanowił, że wkroczy na murawę, wykopie piłkę spod nóg Jamesa Taverniana oraz wda się w szarpaninę z piłkarzem. Jak postanowił - tak też zrobił. Również i on został odeskortowany z placu gry w asyście policji zabezpieczającej mecz. Tydzień wcześniej jeden z kibiców na tym samym stadionie postanowił, że urządzi sobie konkurs na rzut do celu wykorzystując pustą butelkę-piersiówkę aby trafić w Scotta Sinclaira grającego w barwach Celticu Glasgow. Ale spudłował.  Ach to szkockie powietrze … 



Podczas tej niedzieli jednak ludzie byli nieznośni do końca. W Londynie Arsenal podejmował na swoim boisku Manchester United. Również i tutaj jednemu z miejscowych koneserów futbolu strzeliło do głowy i udał się na boisku w czasie drugiej połowy gry aby popchnąć Chrisa Smallinga z ekipy Czerwonych Diabłów .


Reasumując. Ktoś kiedyś pisał, że w czasie dużych wichur i generalnie zawirowań pogodowych ludzie szaleją. Skutkuje to nawet targnięciami na własne życie. Tutaj, mam na myśli Wyspy Brytyjskie, Zachód Europy, naród który lubi o sobie mówić law abiding, anomalia pogodowe skutkowały wtargnięciem na bosko podczas rozgrywania zawodów.
Jak przypomnę sobie 2 maja 2015 roku, kiedy policja zastrzeliła kibica Concordii Knurów w czasie przerwy meczu z Ruchem Radzionków, który wbiegł na murawę pod sektor gości wraz całą grupą miejscowych, to myślę, że Wyspiarze jednak mają więcej szczęścia bo są wciąż żywi po swoich "zakazanych eskapadach".


niedziela, 10 marca 2019

Arka Gdynia - Legia 1:2. Wygrana na gdyńskim kartoflisku

        Jeśli ktoś myśli, że w sobotę 9 marca tylko skoczkowie narciarscy mieli pod górkę z pogodą to go wyprowadzę z błędu. To w jakim stanie była nawierzchnia boiska Arki w Gdyni było niewiarygodne. Nie dziwię się, że znany Żelek z Canal+ jak rozpoczynał wywiad z couchem Legii Ricardo Sa Pinto zaczął od stanu boiska. Ale murawa jest dla wszystkich taka sama jak przyznał w przerwie Wieteska i trzeba grać.
Pierwsza połowa to nieustanne ataki na bramkę Arki z niewielką aktywnością drużyny miejscowej. Chyba arkowcy podeszli do tematu zbyt na luzie, że boisko będzie im sprzyjać. No nie sprzyjało - tym bardziej w takim stanie. Rajdy piłkarzy jeżeli nie przerywał faul, to nierówności murawy, które robiło się coraz większe z minuty na minutę. Swoją drogą jestem ciekaw czy w takim wypadku PZPN, który tak kocha nakładać kary za piro zacznie nakładać na kluby za to w jakim stanie przygotowują obiekt przed meczem. Nie ma co usprawiedliwiać aurą za oknem, która jest w tym okresie dość zmienna. Stan boiska decyduje o bezpieczeństwie i zdrowiu zawodników, o które tak się wszyscy troszczą, ale mimo to pozwalają na grę bo kasa musi być za wszelką cenę... 
Wracając do boiskowych wydarzeń, odchodząc od stanu zielonej nawierzchni, która była mało zielona, pierwsze 45 minut przyniosło bezbramkowy remis.
W drugiej połowie znowu Legia przejęła inicjatywę i już w 59. minucie gola dla Legii zdobywa Carlitos Lopez. Szkoda, że trener Sa Pinto nie zawsze pozwala mu grać od początku razem z Kucharczykiem bo  widać - wiem co wszyscy mówią o Kuchym - że gra toczy się na prawdę całkiem dobrze i obiecująco. Nie minęło 5 minut a już w 64. minucie zdobywca gola z Białegostoku Kulenović podwyższa na 2:0 ! Wynik zaczyna być imponujący, ale gra Legii trochę się gmatwa i w 68. minucie bramkę kontaktową dla Arki zdobywa głową Jankowski. Gdynianie zrywają się co chwila do ataku, ale gra jest też przerywana przez częste faule i koniec końców 3 punkty wywozi jedenastka z Warszawy. Uff... Powiedział pewnie Sa Pinto, ale jeżeli teraz zaczyna się tracić bramki i punkty w głupi sposób to co gdy przyjdzie gra z tymi, z którymi walczy się o tytuł bezpośrednio ?
Mecz obejrzało na stadionie w Gdyni 10000 widzów. Klatka gości w tym spotkaniu świeciła pustkami po karach Komisji Ligi za choreografię w meczu z Cracovią na Ł3. 
Za tydzień u siebie Legia podejmuję Śląsk Wrocław. Widomo już że tego dnia Żyleta będzie zapełniona do ostatniego miejsca.



niedziela, 3 marca 2019

Legia : Miedź Legnica 2:0. Piątkowy sukces z bieniaminkiem.

        W piątkowy wieczór, 1 marca, Legia zmierzyła się z Miedzią Legnica pokonując ją pewnie 2:0. Miedź od początku meczu ograniczyła się do dość nieporadnych akcji, zaś Legia nieśmiało przejmowała inicjatywę strzelając 2 bramki. Piłkarze Miedzianki nawet niespecjalnie starali się zagrozić, żeby chociaż wyrównać. 


Mecz od strony kibicowskiej dużo lepiej prezentował się niż tej sensu stricte sportowej. Przed meczem o 19:16 spod baru kawowego ruszył pochód kibiców Legii w asyście odpalonej pirotechniki i machajek dzielnicowych. Te same machajki również zagościły na Żylecie co dało całkiem niezły efekt. W drugiej połowie na trybunie północnej rozwinięta została najstarsza sektorówka nie tylko na Łazienkowskiej 3, ale i w Polsce (sic!),  do której odpalone zostały stroboskopy podświetlając ją pod spodem. Stadion tego dnia pomieścił ok. 19000 widzów, tym 7 przyjezdnych, którzy mieli mieć problem z policją a potem z ochroną przy wejściu na stadion.


Za tydzień walka w sobotni wieczór z Arką w Gdyni. Czy Sa Pinto wraz z obecnym składem zdoła zdobyć kolejne 3 punkty ?


sobota, 2 marca 2019

Lech : Legia 2 :0 . Zemsta Pyrlandii

        Jeśli  mówimy o tym co wydarzyło się na Stadionie Miejskim w Poznaniu 23 lutego o 18:00 to śmiało można przyznać - żenada … To w jaki sposób grajki zaprezentowali się w barwach Legii było po prostu złe. Prądu starczyło na pierwszą połowę. Do momentu straty bramki, do 7 minuty, była walka. Później sił było coraz mniej. Co raz mniej było też realnej gry a więcej nerwowej atmosfery boiskowej między graczami, gdzie sędzia co chwila przerywał mecz. Druga bramka padła absolutnie po kuriozalnej sytuacji, która wywiązała się w polu karnym legionistów. Było 0:2 i jeżeli mówić, że zemsta Lecha za niedokończony mecz z czerwca 2018 była udana … to prawda ! Szkoda, że drugi mecz, a nie można wygrać z drużyną, która w ogóle nie partycypuje w walce o tytuł Mistrza Polski.
Do stolicy Wielkopolski zagościło blisko 1400 fanów Legii, którzy chociaż w jedyny i godny sposób uświetnili tą "kopaninę" robiąc to co umieją najlepiej.