niedziela, 31 marca 2019

Wojtek "Legia" Wisiński (1959-2019)

     
         Z piątku na sobotę , w nocy, 23 marca odszedł człowiek, który cieszył się niesamowitą estymą wśród kibiców Legii Warszawa. W wieku 60 lat zmarł po ciężkiej chorobie Wojciech "Legia" Wisiński. Dzień temu człowiekowi zawdzięczamy przyjacielskie relacje na linii Legia Warszawa - Den Haag. W październiku 2010 roku przy Łazienkowskiej 3 odbył się mecz przyjaźni Legia - Den Haag, którego dochód był przeznaczony na leczenie Wojtka. Dzisiaj Wojtka nie ma już z nami na tych trybunach, ale pamięć i jego osoba będą na zawsze kojarzone z tymi dwoma miastami - Warszawa & Haga.

Spoczywaj w pokoju, Legionisto.





piątek, 22 marca 2019

Austria – Polska 0:1. Pio Pio Bianco Rosso !


          Potwierdza się to co od zawsze powtarzam – Krzysztof Piątek powinien grać w RePie !
Zwycięstwo na dość nieprzychylnym nam terenie smakuje niewątpliwie. 😎Zwłaszcza, że te poprzednie mecze zawsze miały swój smaczek z różnych powodów. Tym razem sędzia niczego nie “wydrukował”, nikt z drużyny rywala nie powiedział, że nasz zawodnik “śmierdzi Polską”. 😉




Na spotkaniu było blisko 16000 polskich fanów, którzy byli całkiem solidnie słyszani jaki i widziani.




czwartek, 21 marca 2019

Powrót Arka

          
         O ile z piłkarzy obecnego składu najbardziej podpadł mi ostatnio Cafu, to cieszy mnie powrót Arka Malarza ! Wiem, wiem... Już słyszę te głosy jak to już nie te lata i kolejny, który robi tylko atmosferę. Dobra ! Ale czy nie taki człowiek powinien mieć szansę powrotu jak właśnie Arek ? Cafu wkurza tym, że drugi dzień z rzędu jest wygoniony przez sędziego po zobaczeniu czerwonej kartki na 3 minuty przed ostatnim gwizdkiem, a Arek cieszy, że dopiął swego wracając do treningów z pierwszym zespołem. Jeśli mam być szczery to niech z Arkiem wygrywają i z Arkiem … przegrywają. Radek Majecki, który całkiem nieźle obrywał w meczu z Rakowem do tego stopnia, że pauzuje bo ma obite żebra, to dobre bramkarz. Bez dwóch zdań. Ale żeby obecny zespół poderwać do sportowej agresji i zrobić porządek w szatni potrzebny jest ktoś taki właśnie jak Arek Malarz.
Oby ten pierwszy zwiastun wiosny był też zwiastunem przebudzenia Legii w nowej rundzie z letargu, który jest już tak nurzący, że jak to mówi mój znajomy tego na trzeźwo nie da się oglądać.
Arek, jesteś złoty chłop, wracaj i walcz o to o co potrafisz najlepiej - o mistrzostwo 💪!
Niezależnie od tego co będzie, tacy jak ja - a jest i trochę 😉- będą zawsze stać za Tobą 👊.







poniedziałek, 18 marca 2019

Legia - Śląsk Wrocław 1:0. Wymęczone zwycięstwo ...

         Sobotni wieczór, 16 marca, temperatura w miarę znośna. Co robić ? Iść na mecz. Legia na Estadio Wosjak Polskiego podejmuje Śląsk Wrocław. Pierwsza połowa to festiwal nieskuteczności z obydwu stron … ale to Legia więcej marnowała akcji. Brak koncentracji ? Kolejny mecz zadufanego trenera, który nawet nie chce słuchać krytyki ? Ciężko powiedzieć bo i ciężko się to oglądało. 
Druga połowa przyniosła więcej emocji bo nawet główny arbiter Stefański upominał trenera Sa Pinto. Nawet sędziowie mają go dosyć... W 52. minucie dochodzi do zagrania ręką Igora Tarasovsa. Kontrowersje rozstrzygnął VAR a w międzyczasie piłkarze WKS-u robili wszystko, aby ewentualna "jedenastka" nie została wykorzystana przez legionistów począwszy od skopania murawy przez bramkarza Słowika a skończywszy na dyskusjach z arbitrem i egzekutorem. Do piłki podszedł Carlitos i pewnie wykorzystał podyktowany rzut karny doprowadzając do 1:0. Legia objęła prowadzenie … i przestała grać. Pozostała część spotkania to jedna wielka farsa i antyfutbol. Legia nie utrzymywał się przy piłce i robiła wszystko aby ją stracić, a Śląsk prowokował i skutecznie przerywał grę. Pod koniec spotkania znów musiał być użyty VAR bo Stolarski starł się z Piechem, ale sędzia nie podyktował jedenastki dla drużyny Śląska za to ukarał czerwoną kartką Cafu, który otrzymał na przestrzenie tygodnia schodził z boiska będąc z niego wyproszonym przez arbitra. Za co ? Za próbę oplucia Piecha ale finalnie to sam się opluł... Żenada.



Tego dnia doping ze strony Żylety i nie tylko stał na przyzwoitym poziomie. W końcu udało się zgromadzić na stadionie ponad 24000 widzów. 





Przyjezdni przyjechali specjalem ze stolicy Dolnego Śląska około 17:30 do Warszawy. Na oko jak się patrzyło na ich grupę eskortowaną przez policję było ich około 900 osób. Obserwując ich zachowanie na pewno 2 fanów Śląska nie weszło z uwagi na powinięcie za atak na policjanta. Obydwaj to 17-18 -latkowie. Cóż, chyba nie warto było. Sam doping fanów WKS-u nie był praktycznie słyszany a jak już to tylko żeby wyrazić swoją wulgarną opinię o gospodarzach.





Mecz z cyklu "było-minęło" a za tydzień przerwa na Reprezentację Polski. Uff, ostatnie mecze to wyczerpujące zjawisko do oglądania...

Wspomnień czar. Remis z Rakowem 22 lata temu

       O tym, że Częstochowa to nie do końca łatwe miejsce do gry wiedzieli piłkarze Legii w latach 90. ubiegłego wieku. Remis 1:1 padł w marcu 1997 roku. Jako ciekawostkę załączam krótki filmik poniżej. Warto zwrócić uwagę na sektor gości, który optycznie widać, że zajęty był przez więcej niż 250 osób z Warszawy. Może jakby wpuścili kibiców Legii w środę inny przebieg miałby mecz ? Tak tylko głośno myślę …



niedziela, 17 marca 2019

1/4 Pucharu Polski : Raków Częstowchowa - Legia 2:1. Rok bez finału na Narodowym...

        Środa, 13 marca 2019 AD elektryzowała całą piłkarką Polskę. Niewątpliwie mecz w Częstochowie na stadionie przy ul. Limanowskiego to był swoisty pojedynek Dawida z Goliatem. Konkretnie lidera 1. Ligi z ambicjami na grę w ekstraklasie z aktualnym Mistrzem Polski. Trener Marek Papszun stworzył na prawdę solidny zespół, który nieprzypadkowo przewodzi w tabeli zaplecza najwyższej klasy rozgrywkowej. Drużyna z wielkimi nadziejami ale i wielką ochotą do gry przystąpiła bez kompleksu do gry z Legią. Po 4 minutach było już 1:0 dla gospodarzy, gdy po kuriozalnej interwencji bramkarza Legii Raków objął prowadzenie w spotkaniu. Radość miejscowych trwała 30 minut kiedy to Michał Kucharczyk wyrównał na 1:1. Druga połowa nie przyniosła rezultatu rozstrzygającego. Pojawiły się kontrowersje przy rzekomy zagraniu ręką Salwadora Agrary, ale sędzia prowadzący spotkanie podjął decyzję o wznowieniu gry bez rzutu karnego dla Rakowa. Pod koniec regulaminowego czasu gry Raków Częstochowa wyraźnie opadł z sił. gołym okiem widoczna była przewaga kondycyjna piłkarzy z Warszawy, ale nie potrafili tego udokumentować konkretnym strzałem i golem. 90 minut skutkowało olbrzymim zmęczeniem piłkarzy ze szczególnym wskazaniem na zawodników Rakowa. Koledzy piłkarzy RKS pomagali rozciągać się kolegom z zespołu na matach wokół boiska.  Pierwsza połowa dogrywki nie przyniosła rozstrzygnięcia. Piłkarze Rakowa jeszcze dochodzili do równowagi swoich sił witalnych a legioniści dalej byli nieporadni w swoich poczynaniach myśląc o rzutach karnych. W drugiej połowie - dla mnie - takim zwiastunem problemów było wejście na boisko czarnoskórego piłkarza RKS Rakowa o nazwisku Friday. Znaczenia nazwiska nie trzeba tłumaczyć ale w 112. minucie doszło do tego czego się nabardziej obawiałem... Padła bramka na 2:1 dla Rakowa i radość miejscowych była niesamowita. Sen o 20. Pucharze Polski podnoszonym przez piłkarzy Legii 2 maja 2019 r. na Stadionie Narodowym prysł... Nie ma co się oszukiwać Raków był lepszym zespołem dlatego wygrał. Do tego czerwona kartka dla Cafu w 115. minucie oraz przepychanki zawodników po zejściu z boiska, nie pokazują klasy z jaką powinien się zespół Ricardo Sa Pinto żegnać z tegoroczną edycją Pucharu Tysiąca Drużyn.




Jeśli chodzi o klimaty wokół sportowe to ekipa wyjazdowa ze Stolicy przybyła do Świętego Miasta w sporym nadkomplecie bo 700 głów. Przypomnę, że sektor gości w Częstochowie jest w stanie pomieścić zaledwie 250 osób. W geście szeroko pojętej solidarności "wszyscy albo nikt" legioniści zostają pod bramą stadionu ograniczając się do kilkukrotnego okrzyku i wracając w drogę powrotną.

 Mówi się, że około godziny przed meczem miały się pojawić zbłąkane auta na warszawskich numerach rejetracyjnych w okolicach kas stadionu jednak szybka interwencja tych co zwykle zapobiegła ewentualnej konfrontacji na gruncie ulicznym.

Tego dnia "Medaliki" wystawiły dobry liczebnie młyn z solidnym oflagowaniem jednak dopingiem średnio porywali. Nie ma co się czarować bo ilościowo może nie są potęgą, ale jak na swoje możliwości to robią całkiem dobre wrażenie.


Prawdopodobnie Raków Częstochowa może być rewelacją tegorocznej edycji Pucharu Polski a nam pozostaje czekać aż rok czasu...

środa, 13 marca 2019

W Częstochowie po ćwierćfinał

        
          Trzeba przyznać, że Częstochowa nie gościła Legii u siebie od sierpnia 1997 roku. Co się przez ten czas zmieniło ? Sporo. Raków jest na czele pierwszej ligi z imponującym dorobkiem 48 zdobytych bramek i tylko 10 straconych. Mówi się że jest idealnym kandydatem do awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce po przeszło dwóch dekadach.
Tylko 3 godziny wystarczyły na to żeby sprzedać 4200 wejściówek na dzisiejsze spotkanie. Kibice Mistrza Polski mogą liczyć na zaledwie 250 miejsc w klatce gości. Kibicowsko Raków w ostatnim czasie ma za swoich układowiczów fanów gdańskiej Lechii. To RKSowi  Ruch Chorzów w niehonorowy sposób zabrał 4 flagi po Piłkarskiej Gwiazdce w styczniu 2017 roku. Kibice Rakowa nie kryją swojej niechęci do Widzewa Łódź i Polonii Bytom ,z którą toczą bój o prymat na tej części geograficznej Polski. Ich zgodami jest Kędzierzyn Koźle oraz węgierski Videoton Szekesfehervar. Ekipa "Medalików" słynie też z dość old-schoolowego wieszania flag … bo na zewnątrz klatki gości. Stadion może nie powala i od niedawna ma sztuczne oświetlenie. Pamiętajmy jednak że to klub, który do niedawna borykał się z poważnymi problemami natury organizacyjno-finansowej a dziś o 18:00 stanie na przeciw Legii w drodze do finału Pucharu Polski. Raków Częstochowa nie zanotował porażki od sierpnia 2018 roku.




Angielska (od)trutka

         Wracając jednak do Anglii i tego co działo się na boiskach Premier League warto odnotować niedzielny mecz na szczycie Arsenal Londyn  - Manchester United. Mecz był wart obejrzenia z uwagi na sympatię do Czerwonych Diabłów jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Co prawda ManU nie mają w swoim składzie już Davida Beckhama czy Petera Schmeichela, którego syna nie znoszę a ojciec na starość też czasami zaczyna mówić bzdury w wywiadach, ani nie osiągnęli nic po odejściu sira Alexa Fergusona z funkcji menagera klubu, to nie zmienia to faktu, że człowiek czuje do ich tradycji szacunek. I tak chyba zostanie.
Postanowiłem , że obejrzę ten hit ligi angielskiej bo przynajmniej trawa będzie ładniejsza od tej w Gdyni. 😉 Mecz oczywiście miał zawrotne tempo a gospodarze utrzymali wynik 2:0 do końca wychodząc z całego pojedynku zwycięsko. Szkoda było tego kuriozalnego karnego, który moim zdaniem nie powinien wcale być podyktowany, ale cóż … 
Czasami dobrze jest sobie zrobić taką odtrutkę od naszej krajowej kopaniny, choć sposób kibicowania ograniczający się tylko do okrzyków z sektorów gości i gromkich braw po bramkach jest na tyle dziwny i toksyczny, że człowiek cieszy się nawet z niezachwycającego poziomu gry mając uczucie udziału w tym co się dzieje na stadionie.

wtorek, 12 marca 2019

Na Zachodzie sobie poradzili ...


… aż się prosi aby taki hashtag stworzyć 😜. Może wyglądało by to tak #nazachodziesobieporadzili. A wracając do tematu. Ubiegły weekend obfitował w emocje - te piłkarskie, oczywiście - które niektórym wymknęły się ciut poza kontrolę. W czasie derbowego meczu Birmingham City kontra Aston Villa, Jack Grealish, gwiazda AVFC podczas radości ze zdobytego gola otrzymuje z tyłu od jednego z miejscowych kibiców miernej jakości prawego sierpowego. "Śmiałek" został rzecz jasna spacyfikowany i usunięty przez stewardów z boiska. W poniedziałek usłyszał wyrok 14 tygodni więzienia oraz 10 letni zakaz stadionowy. Włodarze klubu Birmingham City rozszerzyli zakaz na dożywotni dla sprawcy całego zamieszania przy St. Andrew's.


Jakby tego było mało, Jack Grealish, który prywatnie jest  fanem Aston Villa wychowanym w gnieździe szerszeni, bo jako jedyny na dzielnicy kibicował AVFC wśród kibiców Birmingham City, po strzeleniu jedynego gola w meczu został również źle potraktowany przez stewarda... który został wyprowadzony przez policję. Jakież było zdziwienie pana w nobliwym wieku, który poszedł z policjantami w celu wyjaśnienia swojego udziału w całym zamieszaniu. Myślał, że nikt nie zobaczy co zrobił, a konkretnie że sprzedał kopa Jackowi 😈. Ciekawi mnie dlaczego tak mało się o tym mówi.


Tego samego dnia Hibernians Edynburg podejmowali u siebie Glasgow Rangers w lidze szkockiej. Tam również jeden z kibiców postanowił "złożyć" wizytę na boisku i "umilić" grę piłkarzom. Fan gospodarzy postanowił, że wkroczy na murawę, wykopie piłkę spod nóg Jamesa Taverniana oraz wda się w szarpaninę z piłkarzem. Jak postanowił - tak też zrobił. Również i on został odeskortowany z placu gry w asyście policji zabezpieczającej mecz. Tydzień wcześniej jeden z kibiców na tym samym stadionie postanowił, że urządzi sobie konkurs na rzut do celu wykorzystując pustą butelkę-piersiówkę aby trafić w Scotta Sinclaira grającego w barwach Celticu Glasgow. Ale spudłował.  Ach to szkockie powietrze … 



Podczas tej niedzieli jednak ludzie byli nieznośni do końca. W Londynie Arsenal podejmował na swoim boisku Manchester United. Również i tutaj jednemu z miejscowych koneserów futbolu strzeliło do głowy i udał się na boisku w czasie drugiej połowy gry aby popchnąć Chrisa Smallinga z ekipy Czerwonych Diabłów .


Reasumując. Ktoś kiedyś pisał, że w czasie dużych wichur i generalnie zawirowań pogodowych ludzie szaleją. Skutkuje to nawet targnięciami na własne życie. Tutaj, mam na myśli Wyspy Brytyjskie, Zachód Europy, naród który lubi o sobie mówić law abiding, anomalia pogodowe skutkowały wtargnięciem na bosko podczas rozgrywania zawodów.
Jak przypomnę sobie 2 maja 2015 roku, kiedy policja zastrzeliła kibica Concordii Knurów w czasie przerwy meczu z Ruchem Radzionków, który wbiegł na murawę pod sektor gości wraz całą grupą miejscowych, to myślę, że Wyspiarze jednak mają więcej szczęścia bo są wciąż żywi po swoich "zakazanych eskapadach".


niedziela, 10 marca 2019

Arka Gdynia - Legia 1:2. Wygrana na gdyńskim kartoflisku

        Jeśli ktoś myśli, że w sobotę 9 marca tylko skoczkowie narciarscy mieli pod górkę z pogodą to go wyprowadzę z błędu. To w jakim stanie była nawierzchnia boiska Arki w Gdyni było niewiarygodne. Nie dziwię się, że znany Żelek z Canal+ jak rozpoczynał wywiad z couchem Legii Ricardo Sa Pinto zaczął od stanu boiska. Ale murawa jest dla wszystkich taka sama jak przyznał w przerwie Wieteska i trzeba grać.
Pierwsza połowa to nieustanne ataki na bramkę Arki z niewielką aktywnością drużyny miejscowej. Chyba arkowcy podeszli do tematu zbyt na luzie, że boisko będzie im sprzyjać. No nie sprzyjało - tym bardziej w takim stanie. Rajdy piłkarzy jeżeli nie przerywał faul, to nierówności murawy, które robiło się coraz większe z minuty na minutę. Swoją drogą jestem ciekaw czy w takim wypadku PZPN, który tak kocha nakładać kary za piro zacznie nakładać na kluby za to w jakim stanie przygotowują obiekt przed meczem. Nie ma co usprawiedliwiać aurą za oknem, która jest w tym okresie dość zmienna. Stan boiska decyduje o bezpieczeństwie i zdrowiu zawodników, o które tak się wszyscy troszczą, ale mimo to pozwalają na grę bo kasa musi być za wszelką cenę... 
Wracając do boiskowych wydarzeń, odchodząc od stanu zielonej nawierzchni, która była mało zielona, pierwsze 45 minut przyniosło bezbramkowy remis.
W drugiej połowie znowu Legia przejęła inicjatywę i już w 59. minucie gola dla Legii zdobywa Carlitos Lopez. Szkoda, że trener Sa Pinto nie zawsze pozwala mu grać od początku razem z Kucharczykiem bo  widać - wiem co wszyscy mówią o Kuchym - że gra toczy się na prawdę całkiem dobrze i obiecująco. Nie minęło 5 minut a już w 64. minucie zdobywca gola z Białegostoku Kulenović podwyższa na 2:0 ! Wynik zaczyna być imponujący, ale gra Legii trochę się gmatwa i w 68. minucie bramkę kontaktową dla Arki zdobywa głową Jankowski. Gdynianie zrywają się co chwila do ataku, ale gra jest też przerywana przez częste faule i koniec końców 3 punkty wywozi jedenastka z Warszawy. Uff... Powiedział pewnie Sa Pinto, ale jeżeli teraz zaczyna się tracić bramki i punkty w głupi sposób to co gdy przyjdzie gra z tymi, z którymi walczy się o tytuł bezpośrednio ?
Mecz obejrzało na stadionie w Gdyni 10000 widzów. Klatka gości w tym spotkaniu świeciła pustkami po karach Komisji Ligi za choreografię w meczu z Cracovią na Ł3. 
Za tydzień u siebie Legia podejmuję Śląsk Wrocław. Widomo już że tego dnia Żyleta będzie zapełniona do ostatniego miejsca.



niedziela, 3 marca 2019

Legia : Miedź Legnica 2:0. Piątkowy sukces z bieniaminkiem.

        W piątkowy wieczór, 1 marca, Legia zmierzyła się z Miedzią Legnica pokonując ją pewnie 2:0. Miedź od początku meczu ograniczyła się do dość nieporadnych akcji, zaś Legia nieśmiało przejmowała inicjatywę strzelając 2 bramki. Piłkarze Miedzianki nawet niespecjalnie starali się zagrozić, żeby chociaż wyrównać. 


Mecz od strony kibicowskiej dużo lepiej prezentował się niż tej sensu stricte sportowej. Przed meczem o 19:16 spod baru kawowego ruszył pochód kibiców Legii w asyście odpalonej pirotechniki i machajek dzielnicowych. Te same machajki również zagościły na Żylecie co dało całkiem niezły efekt. W drugiej połowie na trybunie północnej rozwinięta została najstarsza sektorówka nie tylko na Łazienkowskiej 3, ale i w Polsce (sic!),  do której odpalone zostały stroboskopy podświetlając ją pod spodem. Stadion tego dnia pomieścił ok. 19000 widzów, tym 7 przyjezdnych, którzy mieli mieć problem z policją a potem z ochroną przy wejściu na stadion.


Za tydzień walka w sobotni wieczór z Arką w Gdyni. Czy Sa Pinto wraz z obecnym składem zdoła zdobyć kolejne 3 punkty ?


sobota, 2 marca 2019

Lech : Legia 2 :0 . Zemsta Pyrlandii

        Jeśli  mówimy o tym co wydarzyło się na Stadionie Miejskim w Poznaniu 23 lutego o 18:00 to śmiało można przyznać - żenada … To w jaki sposób grajki zaprezentowali się w barwach Legii było po prostu złe. Prądu starczyło na pierwszą połowę. Do momentu straty bramki, do 7 minuty, była walka. Później sił było coraz mniej. Co raz mniej było też realnej gry a więcej nerwowej atmosfery boiskowej między graczami, gdzie sędzia co chwila przerywał mecz. Druga bramka padła absolutnie po kuriozalnej sytuacji, która wywiązała się w polu karnym legionistów. Było 0:2 i jeżeli mówić, że zemsta Lecha za niedokończony mecz z czerwca 2018 była udana … to prawda ! Szkoda, że drugi mecz, a nie można wygrać z drużyną, która w ogóle nie partycypuje w walce o tytuł Mistrza Polski.
Do stolicy Wielkopolski zagościło blisko 1400 fanów Legii, którzy chociaż w jedyny i godny sposób uświetnili tą "kopaninę" robiąc to co umieją najlepiej.




sobota, 23 lutego 2019

Wsparcie jak od kibiców Zenita St. Peterssburg


          W ubiegły czwartek w ramach rozgrywek Ligi Europy, Zenit podejmował u siebie Fenerbache wygrywając 3:1. Nie o samym wyniku tylko warto wspomnieć. Zobaczcie poniżej jak fani Zenitu wspierali swój zespół przed tak ważnym meczem. Może warto to samo zrobić przed dzisiejszym pojedynkiem zwanym derbami Polski w Poznaniu ? Mam nadzieję, że nie dojdzie do tak tzw. liści na przywitanie w Warszawie. Jedno jest pewne - za chwilę Legia wychodzi na boisko w Poznaniu na mecz z miejscowym Lechem i bez względu na wszystko wspieramy naszych, aby pokazać kto jest Mistrzem Polski 💪 !




Z wielkiej chmury... Legia : Cracovia 0:2

         To co można było zobaczyć, a właściwie nie było tego widać, na Łazienkowskiej 3, w niedzielne popołudnie 17. lutego, wołało o pomstę do nieba... Bo jak można nazwać 90 minut takiej nieskuteczności a zespołowi rywala - mam tu oczywiście na myśli drużynę Pasów - wystarczyło 5 minut aby upokorzyć zespół ze Stolicy w niecałe 5 minut ?! 
Pierwsza połowa to absolutna bierność w niemal każdej formacji. Legia niby to miała piłkę, ale nie potrafiła przekuć na bramkę. Napastnicy gubili się pod polem karnym rywala. Trzeba przyznać, że Cracovia dostała dobre wskazówki jak wytrącić z równowagi zespół Legii. Trener Probierz słynie z tego, że udziela takich "wskazówek" dzieciakom podającym piłki na stadionie. Cóż, panie trenerze, jeżeli nie na boisku to jak można jeszcze spróbować ? Jagiellonia do dzisiaj wspomina te dość niekonwencjonalne metody walki niekoniecznie sportowej.😎 Nieważne. Niekoniecznie na tym trzeba się skupiać bo nie to było przyczyna porażki. Po prostu Legia zagrała, a właściwie nie zagrała w ogóle w tym meczu. Cracovia z uporem maniaka walczyła o każdą piłkę i udało jej się zdobyć 2 szybkie bramki. Przed końcem pierwszej połowy mecz był właściwie rozstrzygnięty na korzyść najstarszego klubu w Polsce. Na drugą połowę piłkarze mogli nie wychodzić, ale skoro wyszli to zrobili spektakl w postaci przepychanki w polu karnym i rzucie z "wapna", który przyjezdni nie wykorzystali. Dzięki tej "akcji" spora część piłkarzy została ukarana żółtą kartą a Remy otrzymał czerwoną, która - o ironio - została poddana analizie VAR i tym razem otrzymał od razu "czerwo" za co będzie pauzował 4 mecze. Rzecz, która nawet mnie kłuje, to z kolei niesportowe zachowanie trenera Sa Pinto oraz jego sztabu, którzy nie chcieli podać ręki trenerowi Probierzowi.


Kibicowsko wyglądało to znacznie lepiej. Stadion wypełnił się w ok. 26000, więc trzeba przyznać, że i tak nieźle jak na to co miało się wydarzyć przez najbliższe 90 minut. Tego dnia całkiem dobrze wypełniona "Żyleta" zaprezentowała z rozmachem oprawę ze sloganem : Zaczynamy z dużego ceeeee. Śmieję się do dzisiaj, że piłkarze wychodząc na mecz chyba zarzekali się o kogo to chodzi bo chyba nie o nich. 😉 Ale dość z tymi złośliwościami bo oprawa legionistów z dopełnionym wizerunkiem gniazdowego oraz odpaloną pirotechniką zrobiła na prawdę super wrażenie. Co prawda szanowna Komisja Ligi już przyznała karę za pokaz piro oraz oprawę przed meczem wyceniając ją na 70000.00 PLN. Mało tego grupa kibiców (L) otrzymała zakazy wyjazdowe na 3 mecze, ale już dziś wiadomo, że legioniści pojawią się na meczu w Poznaniu. Mecz rozpoczął się z opóźnieniem i to zdaniem włodarzy organu dyscyplinarnego PZPN było naruszeniem regulaminu rozgrywek na najwyższym poziomie w kraju (ale tylko z nazwy). 


Pasy przyjechały ze swoimi delegacjami zgód w blisko 1000 osób zajmując górną część sektora gości. Dość solidnie jak na swoje możliwości oflagowali klatkę dla przyjezdnych. W drugiej połowie postanowili uświetnić mecz ze swojej strony rozpościerając transparent "Bianco Rosso", co chyba nie wymaga tłumaczenia kibicom ich byłej gwiazdy w słonecznej Italii. Po chwili sektor Cracovii rozświetliły race oraz stroboskopy, z których 2 wylądowały na dole sektora stanowiąc zagrożenie dla wspomnianego transu.


Co do wydarzeń z gatunku "okołofutbolowego" to przegrany pojedynek na gołe ręce warszawskiego składu w liczbie 40 osób z 35 osobową ekipą kolacji Lecha i ŁKS Łódź przed spotkaniem na murawie. Dwie porażki jednego dnia. Cóż. Mówi się do następnego razu.
Kolejny mecz to hit kolejki, dzisiaj o 18:00 z Kolejorzem w Poznaniu. 
Panowie, wyjdźcie do tego meczu trochę lepiej niż w Płocku i ubiegłą niedzielę w Warszawie. 🙏

czwartek, 14 lutego 2019

Karat Napalm Grupa - Stolica serca (klip)

     

          Muzyka, na której się wychowałem już od kilku lat mnie przestaje zachwycać tak jak kiedyś, ale jeżeli jest to coś takiego, jak to, co robi Karat z Napalm Grupy to czemu nie !
Z myślą o święcie, któremu patronuje św. Walenty czyli patron od ludzi obłąkanych zapraszam do posłuchania "warsiaskiego" rapu w klimatach retro.
Link poniżej :


https://www.youtube.com/watch?v=TL8HcsaJMYI

wtorek, 12 lutego 2019

Co Was tak dziwi ? ...



Pierwsza kolejka ekstraklasy za nami. Ale nie o piłce tym razem.

Raczej o wydarzeniach z gatunku „około futbolowych”, ale nie z tych spod znaku ósmej litery alfabetu.

Wszyscy są oburzeni zachowaniem kibiców Pogoni Szczecin, którzy mieli nie uszanować w sektorze gości w Gdańsku minuty ciszy, którą zaaranżował klub miejscowej Lechii. Kibice Lechii, którzy jako pierwsi uczcili w momencie żałoby narodowej pamięć tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, również i tym razem nie zawiedli i posłuchali apelu włodarzy BKS-u o minutę ciszy dla zmarłego.

Czy powinien być ktokolwiek oburzony ? Chyba nie. Dlaczego ? Bo kibice to tacy sami ludzie jak reszta społeczeństwa i nigdy nie będą w stu procentach mówić jednym głosem. O ile to środowisko potrafi czasami mówić wspólnym głosem, to w tak delikatnych problemach, jak kwestia pamięci, nigdy nie będą wiedzieli czy robią dobrze i będą podzieleni. Pomijam fakt tego jak w czasie derbów Krakowa na obiekcie Pasów przy Kałuży wiślacy nie byli cicho w klatce dla gości po w czasie minuty ciszy dla kardynała Franciszka Macharskiego. Pomyślcie o tym co działo się na tym stadionie oraz innych obiektach sportowych w Krakowie po śmierci Jana Pawła II w 2005 roku. Już wtedy mówiłem, że nie wierzę w tego typu pojednanie. Symbol trzech złączonych szalików w oknie papieskim w barwach Wisły, Cracovii oraz Hutnika wspominają obserwatorzy jako rzecz niezwykłą i ówczesny cud … Cud, który w niecały miesiąc zaowocował bijatykami na krakowskich ulicach po derbach a rok później pierwszym kibicowskim trupem po śmierci Papieża Polaka. Nie kpię z takich kwestii jak wiara i cała sfera duchowna jakiejkolwiek religii. Po prostu uważam, że jako kibic nie kupuję czegoś co jest podyktowane pustymi gestami na potrzebę chwili bo jest to nieszczere. O ile postawą kibiców Lechii nie jestem zaskoczony, mimo odmiennej postawy światopoglądowej od nieżyjącego prezydenta Adamowicza, to w przypadku Portowców tym bardziej. Ludzie, przestańcie się oburzać i podniecać czymś co Was nie powinno zaskakiwać. Skoro ludzie w szalikach do tej pory robią tak okropne rzeczy to dlaczego jesteście oburzeni faktem gwizdów czy okrzyków w czasie minuty ciszy ?! Do pewnych rzeczy trzeba dojrzewać, przechodzić swoistą ewolucję myślową. Każdy proces wymaga czasu. Może i w tym kraju będzie tak, że minuta ciszy zmarłego w tym kraju nie będzie budzić takich kontrowersji jak teraz.



poniedziałek, 11 lutego 2019

Pierwsza wygrana w 2019. (w deszczu). Wisła Płock : Legia 0:1




800 kibiców Legii na zakazie w Płocku to chyba jedyny pozytyw, obok bramki „Jędzy” zdobytej głową w 65. minucie spotkania z Wisłą.

To w jaki sposób prezentuje się warszawska jedenastka broniąca tytułu (jak co roku w ostatnich latach) woła o pomstę do nieba. Na boisku specjalnie nie widać braku Eduardo oraz Michał Pazdana, ale czy nie kłuje nikogo w oczy, że oprócz Szymańskiego oraz zaciągu bałkańskiego reszta porusza się po boisku co najmniej niezdarnie ? Pomijam fakt, że to pierwszy mecz na wiosnę, który nie zawsze nie był udany, ale na Boga , druga drużyna męczy się z czternastą drużyną najwyższej klasy rozgrywkowej i to w tak straszny sposób. Panowie, pobudka ! Bo Wam czołówka powoli będzie odjeżdżać w przypadku dwóch meczów bez wygranej. Swoją drogą nikt nie będzie pamiętał ostatniego meczu i stylu w jakim kto wygrał, ale forma musi być lepsza bo w następnym meczu przed własną publiką z podbudowanymi psychicznie Pasami może nie być wcale tak łatwo. 
Wisła Płock : Legia 0:1 i wciąż drugie miejsce w tabeli.

Warszawska Legio ! Zawsze o zwycięstwo walcz !


sobota, 9 lutego 2019

Idzie wiosna - wraca liga !


Ekstraklasę (lub Ekstraklapę jak inni złośliwie nazywają) czas zacząć !

W piątek ruszyły pierwsze mecze. Oczywiście kibice jadący na pierwsze spotkania musieli spotkać się z „życzliwością”  stróżów prawa czego na własnej skórze doświadczyli fani Jagi. Oni zawsze mają pecha … A tak poważnie to dobrze, że w przypadku ekip na zakazie udało się wejść przyjezdnym na sektor gości w Poznaniu i we Wrocławiu.

W Krakowie Pasy wróciły z dopingiem, ale widok młyna nie powalał jak zwykle. Może przyjdą na mecz Legii bo Piast niezbyt atrakcyjny kibicowsko ? Przy Reymonta po zawieruchach z licencją, aresztowaniem Miśka, tajemniczym odejściem pani Marzeny Sarapaty alias Czekaj, wizytą biznesowego duo z Kambodży i Szwecji powrócił … Kuba Błaszczykowski. Co by nie powiedzieć, to trzeba przyznać, że Kuba zachował się naprawdę w porządku pamiętając o swoim klubie, który znalazł się w tarapatach. Prawda jest taka, że dopóki zwykli kibice Wisły traktują przesuwanie granice, która znikła w 2016 roku po zerwaniu zgody ze Śląskiem i Lechią, w tym klubie będzie lepiej niż w Zagrzebiu po rządach Mamicia i jego gangu.

W niedzielę, 10 lutego, w Płocku Legia podejmie miejscową Wisłę i chyba to dobra okazja, że blamaż z jesieni to wypadek przy pracy. Odsunięcie Arka Malarza od pierwszej drużyny i przyjście kilku nowych zawodników to jedyne rewelacje zimowego okienka. Swoją drogą, jak zwykle z resztą, polska liga nabiera rumieńców we wszystkich jej aspektach i jak tu jej za to nie lubić !

niedziela, 27 stycznia 2019

Wojciech Hadaj "Moja Legia" (2018), książka

         Jeżeli ktoś deklaruje się, że jest kibicem Legii, a nie zna Wojciecha Hadaja, to albo zaczął swoją przygodę z kibicowaniem … albo nigdy nie był na stadionie przy Łazienkowskiej 3. Postać znana, ale i budząca kontrowersje jakby co najmniej rządziła tym klubem. Cóż, 23 lata pracy dla "Wojskowych" - nie tylko jako spiker - to kawałek czasu w życiu człowieka i dlatego też Wojciech Hadaj zdecydował się na napisanie książki. "Moja Legia" to subiektywny opis życia byłego spikera Legii w tle wydarzeń klubowych i tego jak to miejsce zmieniało się przez ostatnie lata. O ile w 2014 roku Wojciech Hadaj zarzekał się w "Asie Wywiadu", że nigdy nie opublikuje tego co się dzieje za kulisami meczowymi w klubie piłkarskim to pod koniec 2018 roku nie miał już takich oporów. W swojej książce opisuje początki swojej bezgranicznej miłości do Legii od jat dziecięcych do … niechęci środowiska piłkarskiego, w które tak był zapatrzony przez całe życie. Hadaj w swoje książce stara się być prawdziwy do tego stopnia, że jak ja ją czytałem to słyszałem w uszach jego charakterystyczny głos. Mnie jako kibica bardziej interesował ten aspekt, w którym odniósł się do lat konfliktu ITI-kibice i jak z ulubieńca publiczności stał się jej wrogiem nr 1 w pewnym momencie... Dzięki Hadajowi dowiedziałem się, już tak bardziej oficjalnie, co było jego źródłem konfliktu z niektórymi ludźmi ze świata sportu i nie tylko. Książka jest pełna nie tylko emocjonujących chwil w życiu ex-spikera na Ł3, ale i faktów śmiesznych i wzbudzających sympatię u czytelnika wobec osoby autora. Szczególną uwagę poświęcono piłkarzom i ich WAGs na trybunach i nie tylko oraz to co sami sportowcy robią po zdjęciu koszulki z "eLką" na piersi. Książka też w pewnym stopniu uzmysławia, że nie każdy powinien przestąpić progi Legii i w niej pracować z uwagi na to jak traktuje to miejsce. To taka moja prywatna opinia, z którą zgadzam się w 100 % z autorem. Ale czy odważyłbym się o tym napisać ? Nie mam pojęcia. Na pewno w pewnych momentach wyczuwa się gorycz oto w jaki sposób władze klubu postanowiły się z Wojciechem Hadajem pożegnać. Myślę, że sam autor z uwagi też na swoją dojrzałość życiową ma do tego dystans. Piszący książkę ma prawo pisać co mu się rzewnie podoba. Tyle tylko, że trzeba czasami ponosić cenę tego, że jest się szczerym. Czy spotka to Wojciecha Hadaja i czy jego książka będzie budzić kontrowersje ? Czas pokaże. To pierwsza książka, którą przeczytałem w tym roku i nie żałuję. Wojciech Hadaj to człowiek, który połączył swoją pasję z miłością do tego klubu i miasta. Czy komuś to się podoba czy nie jest on człowiekiem, który mówi co myśli bez dobierania do tego szczególnie ozdobnego słownictwa. Pomimo tego co część kibiców na temat jego osoby uważa, myślę, że zamknął za sobą pewną epokę jeśli chodzi i spikerkę stadionową a sam jest prekursorem stylu, którego zawsze zazdrościli nam na stadionach w całej Polsce.



niedziela, 20 stycznia 2019

10 years challenge

      
           Zastanawiałem się kilka razy w życiu co robiłem 10 lat wcześniej. Jakim byłem człowiekiem ? Co mnie pochłaniało ? Co wtedy czułem ? Z kim się kolegowałem ? Jaki był świat wtedy ? Tak zastanawiałem się tak po skończeniu szkoły średniej. To taka szczególna data życiu. Kończysz szkołę, idziesz - oczywiście jak chcesz - na studia i … zaczyna się życie ! Prawdziwe życie. Nie wiem dlaczego, ale to przeszło mi przez głowę jak przeszedłem się po ulicach swojej dzielnicy, na których nie byłem dokładnie 10 lat. 
Bardziej zastanawiam się teraz jaki byłem 10 lat temu. Młodszy na pewno. Poszukujący, idealista, człowiek z planami na skończenie studiów.
Świat ten na stadionowy też był inny. Rozpoczęła się nowa era na stadionach generacji 2.0 . Próba wymiany publiki i zbliżające się EURO 2012. Wraz z przyjęciem roli gospodarza rozpoczęła się nagonka na ruch kibicowski. Na Ł3 trwa wojna z okupantem spod znaku trzyliterowego koncernu medialnego z Augustówki. Kibicowsko stypa na Łazienkowskiej. Za chwilę ma być otwarty nowy - Pepsi Arena. Nazwa taki sam wstyd jak gra "kopaczy", którzy przegrywają wszystko co się dało. Jedyne pozytywy to tylko mecze wyjazdowe z gatunku tych zakazanych dla kibiców. 
Na szczęście te 10 lat dały ciekawy pogląd na środowisko, że wszelkiego rodzaju obostrzenia są fikcją i łatwo można ośmieszyć ich kuriozalność i fikcję. Zakazanie opraw, przemieszczanie się za swoją drużyną w tle akordów radosnego korzystania ze swobód demokracji i euroradości społeczeństwa, które pędzi jak ćmy do ziemi obiecanej krajów, w których nasze wynagrodzenie jest na poziomie przybyszów z egzotycznych krajów. 
Mimo wszystko cieszę się, że te 10 lat pokazuje jak świat się zmienia a charakter i zasady środowiska pozostają te same. Bez względu na wszystko. Okupant odszedł, dziennikarze zostali zapomniani, EURO przeszło zapamiętane dla nas jako klapa Repy i penalizacji kibiców a my wciąż idziemy na Ł3. Bez względu na to jak nasz wygląd i życie się zmieniło, jakie roszady nastąpiły w ostatnich latach, również na scenie kibicowskiej, to pasja i miłość do miasta i ukochanych barw pozostaje taka sama. 





sobota, 19 stycznia 2019

Paweł Adamowicz (1965-2019)

         Po zabójstwie Pawła Adamowicza, prezydent Gdańska, w czasie 27. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy do godziny 19:00 jest żałoba w całym kraju. Oczywiście temat żałoby w ostatnich kilku latach był wiele razy poruszany czy jest ona słuszna, czy cały naród musi się smucić itd. Dywagacje na temat tego czy uczcić osobę śp. Pawła Adamowicza są według mnie zbędne. Był człowiekiem i ta pamięć jest ważna nie tylko dla niego ale i jego rodziny, przyjaciół. Nikt nikogo nie zmusi, żeby przyłączył się do głównych obchodów uroczystości żałobnych, ale rozmowy publiczne i te toczące się na ten temat w Internecie uważam za bezsensowne. Jeśli wykazujesz odrobinę człowieczeństwa to zrozumiesz, a jeżeli polityka jest dla Ciebie w tym momencie najważniejsza to cóż... Twoja sprawa. Nie cieszę się z takich chwil bo są one tragiczne i obojętnie jakiej opcji politycznej ginie zwolennik pokazuje tylko jak w tym kraju jest źle. Szczególnie w takich okolicznościach. Mówcie i piszcie co chcecie, ale to co czasami się czyta i słyszy jest złe i chyba czasami milczenie jest o wiele razy wymowniejsze i stosowne niż ten bełkot dookoła. Dopóki  czyjaś śmierć nie będzie wykorzystywana do manifestacji politycznej oraz rozgrywek międzypartyjnych nie będzie w tym kraju nigdy dobrze.
Wczoraj kibice Lechii Gdańsk uczcili na swój sposób osobę Pawła Adamowicza. W sumie piękny gest. Jak sami podkreślają, nie mieszają się w ocenę postaci zmarłego prezydenta Gdańska jako polityka a jako człowieka, który tym miastem rządził i co zrobił dla tego klubu. Można ? Jak się okazuje można. Nie jest mi po drodze z "Betonami", ale muszę przyznać że uczynili to całkiem zgrabnie i klasą. Szacunek. Dyskusji w komentarzach nie chcę komentować, ale odniosę się w taki sposób, że mimo złej opinii o partii, z której się wywodził a potem odszedł z niej, to właśnie środowisko kibiców gdańskiej Lechii zachowało najbardziej rozsądniej podkreślając jego rolę jako włodarza miasta i kibica BKS-u, z którym się identyfikował i nawet - o czym niewielu wie -pojechał specjalem z kibicami na mecz aby wspierać ukochaną drużynę na wyjeździe.
W takich chwilach warto pamiętać, że odszedł na pewno czyjś mąż, ojciec, kolega, przyjaciel.
Odszedł człowiek.








niedziela, 6 stycznia 2019

Postanowienie na 6 króli

Dawno mnie tu nie było...
Zastanawiam się czy jest sens tego, ale skoro po jakimś czasie człowieka wraca ? …
Czemu nie.
Może nie będzie w formie takiej jak kiedyś, ale spróbować zawsze można.
To takie postanowienie, nie na Nowy Rok a na 6 króli.
Oby to pobożne życzenie nie skończyło się jak "twórca" nowej nazwy dzisiejszego święta. 
Wszystkiego dobrego Czytelniku !




niedziela, 12 listopada 2017

Panie Marszałku, ? ...

       Czasami jak człowiek przechadza się po mieście, niekoniecznie kiedy coś się dzieje i przy okazji jakichś rocznic, spogląda na pomniki. Patrzy i myśli co myślą mężowie stanu, którym oddajemy cześć za to co zrobili dla Polski. Czcimy Marszałka Józefa Piłsudskiego. Postać, która wzbudza kontrowersje nie tylko w naszym kraju, ale i u naszych sąsiadów. Nie raz słyszałem jak w opinii kogoś z zagranicy nazywany był "faszystą" lub "dyktatorem". O ile z tym drugim określeniem mogę się zgodzić to pierwsze z racji korzeni politycznych  Marszałka jest niedorzecznością i widocznym piętnem jakie odcisnął w wielu umysłach poprzedni ustrój ze swoją kłamliwą propagandą. Ówczesne realia pokazują, że pewne standardy w tamtych czasach się sprawdzały. Ciekaw jestem jakby właśnie Marszałek opisał obecną sytuację w kraju. W równie kwiecisty sposób jak kiedyś ? Co by powiedział do Komitetu Obrońców Demokracji na zarzuty o zamach majowy z 1926 ? Jak podsumowałby demokrację nie tylko w Polsce ale i na kontynencie ? Co by powiedział do organizator Marszu Niepodległości ? Czy antyfaszystów nazwałby nierządnicami i wrogami Polski ? Czy kazałby kogoś bić ? Co by powiedział na temat dzisiejszej konstytucji ? Myślę, że tych pytań jest na prawdę wiele. Tak jak Marszałka zabrakło przed bardzo trudnym okresem i Polacy musieli odpowiedzieć samemu sobie na wiele pytań, tak i dzisiaj trzeba to zrobić, mając na uwadze wiele cennych uwag Naczelnika czym trzeba się zawsze kierować.






sobota, 11 listopada 2017

Artur Boruc po raz ostatni w Reprezentacji Polski

      Chyba należę do szczęściarzy, którzy pamiętają jeszcze z okładki "Przeglądu Sportowego" zdjęcie młodego Artura Boruca, który miał przejść z Pogoni Siedlce do stołecznej Legii. W ogóle to szczęście dorastać w czasach takich barwnych i z charakterem zawodników, którym udało się za granicami naszego kraju. Myślę, że to gracz, który sporo zostawił swojego serca w koszulce z orłem.





Pyta na poważnie o Marszu Niepodległości 11 Listopada


      Od jakiegoś czasu już nie oglądałem tego kanału z kilku powodów. Raz, że nie miałem specjalnie ochoty a drugi, że poświęcałem czas zupełnie czemuś innemu. Odniosłem trochę wrażenie, że ekipa nagrywająca odeszła w ogóle innym kierunku niż ten, który kiedyś obrali. Wydawało mi się, że ostatnimi czasu brakowało Pyta.pl tego klimatu zabawy z jakim mieliśmy do czynienia w początkowych produkcjach. Tym raz Jaok podszedł do tematu całkiem na poważnie. Myślę, że jako człowiek, który odbył niezłą wędrówkę w polskich mediach jest całkiem obiektywnym obserwatorem rzeczywistości. Można momentami jak z każdym konstruktywnie się spierać o zasadność sądów, ale na Boga jesteśmy ludźmi i możemy dyskutować bez sprowadzania każdego sporu do kryterium ulicznego. Poza tym Jaok zrobił coś o co mało go podejrzewałem. Podszedł do tematu bardzo analitycznie i w ciekawy sposób nakreślił genezę konfliktu na linii rząd Platformy Obywatelskiej - kibice. W tym i kibice Legii . Nie bez powodu pojawia się tam postać Piotra Staruchowicza bardziej znanego "Staruchem". Materiał blisko 40 minutowy a pokazuje różnice w podejściu obecnej władzy i jej poprzedników do organizacji i przebiegu Marszu Niepodległości na przestrzeni kilku ostatnich lat. Właściwie blisko 7. Nie piszę tego, że jestem uczestnikiem Marszu Niepodległości. Nie byłem nigdy na Marszu Niepodległości. Myślę, że skoro skrajna lewica może manifestować to dlaczego w ramach tzw. demokracji nie mogą tego robić ich adwersarze ? Chyba, że idziemy tropem myślenia byłego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, że faszystami będziemy nazywać antyfasztów, którzy chcą z nimi walczyć. Do obejrzenia filmu zachęcam nie dlatego, że jestem zwolennikiem "dobrej zmiany" bo nie korzystałem i nie korzystam z żadnych dobrodziejstw socjalnych, które wprowadziła władza w ostatnich latach. Szczerze - nie jestem zwolennikiem ani jednych ani drugich. Może też dlatego nie mam na kogo głosować w czasie wyborów do parlamentu czy prezydenta. Myślę, że ekipa Platformy Obywatelskiej zaliczyła podwójny nokaut z własnej ręki i kolana. Dlaczego ? Słusznie to niektórzy zauważają, a zwłaszcza ludzie spoza klimatu kibicowskiego. Polskie stadiony nie są już tymi mitycznymi enklawami przemocy i bezprawia jak to chciał kiedyś widzieć premier Donald Tusk oraz media głównego nurtu. To co dzieje się w niższych ligach to całkowicie odmienna historia. Zresztą tam mecze odbywają się na czymś co zgoła mało przypomina stadion więc i standardy wspomnianego bezpieczeństwa są zupełnie inne niż na nowych obiektach, które są od blisko dekady w najwyższej klasie rozgrywkowej a nawet na jej zapleczu (sic!).  Dochodzę też do innej refleksji, że czasami niektórzy ludzie próbują narzucić swoją wizję poprzez przeszczepianie coś całkiem nam obcego na nasz grunt. Zabieg zgoła karkołomny i skazany na porażkę a mimo to próba jest podjęta bez chwili na refleksję. Politykierzy, -bo tylko tak można mówić na klasę tego "czegoś" w naszym kraju - jesteście idiotami albo nie znacie do końca natury tego społeczeństwa. Bo jak można próbować narzucić coś Polakowi ? Zwłaszcza w takiej dziedzinie jak sport i doping. Na prawdę  trzeba być idiotą. Dla wielu z nas to jedyny czasami tzw. wentyl bezpieczeństwa i miejsce na swobodę w demonstrowaniu swoich poglądów i przekonań. Jeżeli nawet do takiej dziedziny ktoś próbuje wtargnąć i próbować zrobić z tym "porządek" to pomyślmy, że ktoś kto ma w nazwie obywatelski zaczyna przypominać pewną formację mundurową z przed 1989 roku też mającą ten sam przymiotnik w nazwie ... Zresztą w tamtym okresie głównodowodzący państwem nie rozmieniał się na takie banały przeze mnie rozpisywane bo w głowie miał konsekwentne realizowanie pewnego planu swojej prywatnej ścieżki rozwoju, która zaprowadziła go tam gdzie jest dzisiaj. Ludzie trybun, osoby prezentujące poglądy patriotyczne to przecież skansen i skamielina, którą należy jak najszybciej eliminować i nie poświęcać temu większej uwagi bo to margines. Dzisiaj ten margines i coś co było przez ostanie lata traktowane jak trędowaty lub bezdomny w autobusie jest całkiem dużą grupą społeczną. Lata prowokacji i ulicznych zadym z różnych powodów. Mecz, Święto Niepodległości, demonstracje górnicze. To wszystko było zawsze prezentowane w mediach, że to ludzie źli, podli i nie należy z nimi podejmować dialogu. Fajnie to ujął moim skromnym zdaniem Jaok. Człowiek, który dla mnie zawsze był swoistego rodzaju obrońcą wolności nie tylko w czasach reżimu komunistycznego, ale i po 1989 roku kiedy wydawać by się mogło, że tej wolności nic nie zagraża. O kim mowa ? Zbigniew Romaszewski. To jest dla mnie ikona walki z komuną a nie jakichś prostak, który zrobił karczemną awanturę w zakładzie pracy o rękawice robocze co wyniosło go na piedestał przewodniczącego największego związku zawodowego. Pan Romaszewski, który autentycznie swoją postawą życiową powinien ponad podziałami partyjnymi wzbudzać szacunek stał się pośmiewiskiem pseudointelektualistów z Czerskiej i Wiertniczej. 
Dziś czytamy o postawach nastolatków, którzy za chwilę wkraczają w dorosłość i zaczyna się lament nad tym jakie społeczeństwo i elity wykształcą się za kilkanaście lat. Badania pokazują, że młodzi ludzie są antyeuropejscy, negatywnie nastawieni do emigrantów, nie chcą wyjeżdżać jak ich starsi koledzy za chlebem poza granice Polski. Zdziwieni jesteście ? Najpierw wykształciliście w ludziach negatywną postawę wobec ich kultury i dziedzictwa narodowego wyśmiewając jakiekolwiek odwołania do takich wartości a potem zdziwienie, że ten krnąbrny Polak, który nie dał się złamać przez 123 lata germanizacji i rusyfikacji, 6 lat wobec najeźdźców zza Odry i Bugu, a potem pół wieku intensywnego marksizmu nie poddał się głupocie typa z wadą wymowy, który na potrzeby wyborów prezydenckich w 2005 roku wziął ślub na potrzeby budowania PR-u. Polecam film, którego link do kliknięcia i obejrzenia znajduje się poniżej.


KLIKNIJ W LINK

środa, 8 listopada 2017

Joanna (nie) od Aniołów


         Kiedy już emocje opadły a dzienniki informacyjne znalazły sobie nowy temat, warto odnieść się do tematu kobiecego MMA w wykonaniu Joanny Jędrzejczyk. Nasza zawodniczka do niedzieli miała rekord 6 walk bez porażki w obronie psa federacji UFC w kategorii słomkowej czyli 52 kg. Niestety, 5 listopada był nie zbyt szczęśliwy dla Polki. Przegrała przez nokaut niżej z  notowaną Rose Namajunas, z którą rok temu wygrała inna polska zawodniczka, Karolina Kowalkiewicz.

Joanna była tak zdruzgotana przegraną, że nie ukrywała swoich łez a do konferencji prasowej po walce wyszła też dość późno po długich oporach. Zmierzając jednak do celu swojej wypowiedzi nadmienię, że Joanna Jędrzejczyk jest jedną z moich ulubionych zawodniczek z kobiecego MMA. Jako Polak i pasjonat tej dyscypliny mogę śmiało rzecz, że jest pierwszą polską zawodniczką , która nie dość , że bierze udział w galach jednej z najbardziej prestiżowych federacji mieszanych sztuk walki na świecie to osiągnęła w tym sporcie naprawdę dużo. Jej sukcesy nie wzięły się z nikąd i są faktycznie efektem ciężkiej pracy oraz zespołu, który pomaga jej w przygotowaniu do zawodów.

Przed galą ostatnimi czasy Joanna Jędrzejczyk daje się trochę wkręcić w ten amerykański klimat tzw. trash talk co osobiście uważam , że jest kompletną żenadą. Dlaczego ? Spójrzcie na walkę z tej samej gali George’a St. Pierre’a z Michaelem Bispingiem. Anglik wylewał pomyje na głowę St. Pierre’a a Kanadyjczyk tylko kwitował swoim charakterystycznym uśmiechem bądź tylko jakimś jednym zdaniem , które było jak na tamte standardy mało kąśliwe. Po walce obydwaj okazali sobie szacunek. Co prawda wyszło to z inicjatywy GSP, ale jakby Michale Bisping nie miał ochoty wznieść się ponad to nie byłoby o tym mowy. Nie chcę twierdzić, że jest to tylko domena kobiet , że tak potrafią sobie skakać do oczu przed walką a faceci w ogóle. Bzdura. To zależy tak naprawdę od człowieka i jego osobowości. Powiem więcej- zależy od klasy zawodnika. Czasami jak patrzę na konferencję prasową a potem na tzw. spojrzenie w oczy dla mediów to mam wrażenie , że to dobrzy kumple lub przyjaciele skoro tak podchodzą to siebie z szacunkiem. Po wejściu do klatki już takich sentymentów nie widzę, szczególnie jak , któregoś cucą z 5 minut lub wychodzą z twarzami tak obitymi, że ledwo patrzą w obiektyw kamery i z trudem odpowiadają na czerstwe pytania konferansjera gali. Zastanawiam się po co to Aśce ? Jest przecież bardzo fajną babką. Potrafi świetnie sprzedać swój mega pozytywny wizerunek w czasie wywiadów w telewizji i nie tylko, jak w czasie rozmów np. na temat wiary i wartości jakie jej życiu prywatnemu przyświecają. Kobieta ideał J ! Mówiąc poważnie : ten gówniany amerykański cheap shit jaki ma przyciągnąć potencjalnego widza , aby kupił bilet lub w ostateczności pay per view nie pasuje mi nie tylko do Asi Jędrzejczyk, ale w ogóle do tego sportu. Nie piszę dlatego , że GSP to ł zawsze był, jest i będzie mój ulubiony wojownik w tej dziedzinie. Po prostu to ma być sport a nie gówniany magiel towarzyski. Dorośli ludzie tak nie robią. Sporty walki to sporty walki, a nie konkurs w obrzucanie się inwektywami na forum. Wiem, że to też inna mentalność i poziom dyskusji, do  którego większość z nas nie jest przyzwyczajona. Nie oznacza to, że muszę wpychać się na siłę w ramiona chamstwa i debilizmu, aby zrobić show. Jeżeli chce to zrobić i coś osiągnąć to jest od tego klatka lub ring i tam to pokazuje. Przynajmniej takie jest moje zdanie.

Co do samego porównania do Rondy Rousey powiem tylko. Ludzie, darujcie to sobie. Nie bawcie się w znawców od polityki, futbolu, skoków narciarskich, kuchni i katastrof lotniczych. Joanna Jędrzejczyk wróci silniejsza i pokaże , że porażka z Namajunas to tylko wypadek przy pracy.
Wątpicie ? Pójdźcie najpierw na trening, sparing to porozmawiamy. Wierzcie – to uczy pokory i szacunku nie tylko do rywala, ale paradoksalnie do siebie i dystansu do życia.





niedziela, 5 listopada 2017

Trzy punkty ze Szczecina


        Mecz Legii z Pogonią na wyjeździe w ostatnich czasach nie należy do najłatwiejszych meczów. Dla Portowców to mecz , którzy od kibiców dostali ultimatum, że jeżeli nie wygrają to czeka ich los taki jak … piłkarzy Legii po meczu z Lechem w Poznaniu.

W pierwszej połowie to Pogoń grała całkiem dobrze. Już w 6. minucie to Portowcy powinni cieszyć się z strzału głową Nunesa. Jednak dzięki przytomnej reakcji goalkeepera Legii nie doszło do dramatu. W  4 minuty później to obrońca Legii – Hlousek – stanął na wysokości zadania i wspomógł kolegę z bramki. Przełom nastąpił po przerwie w grze spowodowanej zadymieniem obiektu po pyroshow kibiców Pogoni Szczecin.   W doliczonym czasie gry został sfaulowany prze Davliego w polu karnym Granatowo-Bordowych a rzut karny wykorzystał Broź, nie dając praktycznie szans Łukaszowi Złusce na bramce. Po 45. Minutach mimo optyczne przewagi na boisku Pogoń przegrywała 0:1 z Legią Warszawa.

Druga połowa znowu zaczęła się od zdecydowanego i zmasowanego ataku piłkarzy pogoni na bramkę Legii. Tym razem sędzia nie dopatrzył się faulu na piłkarzu Pogoni, a chwilę później Arek Malarz znowu wybronił bramkę przed strzałem głową jak na początku meczu i skończyło się tylko na 2 rzutach rożnych dla gości. To co się nie udało Pogoni przez całe spotkanie udało się w 62. minucie. Po rzucie rożnym rozegranym na 2 tempa gola strzelił głową Drygas i na tablicy wyników było już 1:1. Chwilę przed tą bramką boisko upuścił Pasquato na rzecz Moulin. Po golu dla Pogoni na placu gry pojawił się Rafał Murawski. Do 70. minuty gry to Pogoń statystycznie przeważała na boisku bo była w posiadaniu piłki w 59 %. W 72. minucie boisko opuścił Tomasz Jodłowiec a w jego miejsce wszedł Michał Kopczyński. Nadeszła 76. minuta i doszedł do głosu Thibault Moulin , który technicznym strzałem przy lewym słupku pokonał ex-legionistę w bramce Pogoni. Pogoń próbowała odrabiać straty, ale Deleve co chwila był łapany na spalonym. Piłkarz Pogoni Szczecin z nr 25 nie będzie wspominać tego meczu najlepiej. Lasza Dvali tak niefortunnie obrócił się, że … umieścił piłkę we własnej bramce . 1:3 dla Legii ! Sędzia prowadzący spotkanie doliczył 5 minut dodatkowego czasu gry. Rezultat końcowy to oczywiście 1:3 dla Legii Warszawa.

Kibicowsko mecz wyglądał tak, że miejscowi wystawili słaby młyn a mimo to przygotowali oprawę z panoramą Szczecina z transem „Trzymamy straż nad Odrą”. Do tego została odpalona pirotechnika, która przerwała na parę minut mecz z uwagi na zadymienie boiska z odpalonych rac. Na płocie obok dobrze znanych flag Pogoni jak reprezentacyjnej w barwach Polski, pojawili się Granatowo-Bordowi oraz płótno układowicza Kotwicy Kołobrzeg. Tego dnia nie mogło zabraknąć takich flag jak Śp. Ziółek, Sp. Maks, Śp. Helmut oraz Śp. Kowal. Na skrajnej stronie trybuny znalazła się fana poświęcona tym , którzy mają pogodę w kratkę przez cały rok. Kibiców Legii Warszawa przybyło kilkaset osób z całkiem dobrym dopingiem. Na szczęście strony dopingujące nie ubliżały sobie. Jednak w dwóch momentach, kiedy Legia zdobywała gola z karnego w pierwszej połowie oraz kiedy arbiter główny nie podyktował dla Pogoni „jedenastki” słychać było z sektorów szczecińskich pikników : Legia chuj !!! Zgody z Pogonią nie ma i nic nie wskazuje, że w najbliższym czasie dojdzie do czegoś takiego. Myślę, że tak jak w każdej ekipie następuje wymiana pokoleń tak i tutaj nikt nie będzie miał sentymentów za kilka lat ubliżać Legii, ale może tylko się mylę.

Kolejny mecz ligowy Legia zagra z liderem z Górnego Śląska czyli z Górnikiem Zabrze, który na Łazienkowskiej będzie walczyć o utrzymanie swojej pozycji w tabeli.


czwartek, 2 listopada 2017

Myśl tygodnia : Życie - najwyższa wartość


Patrząc na Dzień Wszystkich Świętych oraz Zaduszki zawsze patrzymy na życie tych , o których pamiętamy i w końcu też i nasze. Ale nie o tym będzie mowa. Nie będzie to długi tekst. Powiem więcej i dosadniej. Oprócz tego, że jesteśmy ludźmi i mamy swoje rodziny, przyjaciół oraz pasje mamy coś co jest naszą niezaprzeczalną wartością – życie. Bez względu na wartości, które wyznajemy to właśnie życie jest tą największą. Możemy przez całe lata patrzyć na siebie z nienawiścią, ale są momenty kiedy potrafimy mówić jednym głosem. Kiedy mówimy o sprawach fundamentalnych w naszym życiu kibicowskim również dochodzimy do podobnych wniosków. Dlaczego nie myślimy tak i tolerujemy od przeszło roku coś co jest nienormalne na naszej scenie ? Ba, przecież to ma swoje konotacje przecież dłużej , ale nie piszę nazwy miasta , z którego to wyszło i rozlewa się na całe południe kraju. Czytający i tak wie o kim mowa . Coś co przez ponad kilkanaście lat było patologią zaczyna nas chyba powoli albo mało obchodzić lub milczeniem przyzwalamy na to . Jak można nazwać to co się wydarzyło w Rudzie Śląskiej ? Na pewno „nie wypadkiem w pracy” . Zaczyna to już być chore i przybiera złe formy. Kończy się tak samo – śmiercią człowieka. Wiem, że nie jest to moje miasto, ale tak czasami myślę, że nie dziwiłem się Koronie jak przez tyle lat nie wpuszczała i nie jeździ do Krakowa na Rejmonta na stadion. Może tak robić wobec każdej ekipy, która ma coś z tym wspólnego co skończyło życie śp. Dariusza z Torcidy  zabrzańskiego Górnika  ?

Każde miasto, każdy region – w aspekcie kibicowania – ma swoją specyfikę i klimat. Również i Ruda Śląska jak i cały śląski region. Nie zmienia to faktu, że oprócz tego iż jesteśmy kibicami za , którymi są konkretne barwy i miasto to jesteśmy przede wszystkim ludźmi. Ludźmi , którzy mają swoje życie, które w tym zwariowanym świecie powinno być najważniejszą wartością.



środa, 1 listopada 2017

" Paru kumpli już tam jest ... "


Dzisiejszy Dzień Wszystkich Świętych to wspomnienie tych , którzy odeszli z tego świata w aurze świętości. Mimo to wspominamy również tych , którzy byli i są nam najbliżsi. Myślimy również i o tych, którzy stali z nami nie tylko na trybunach… Ludzie z piętnem Łazienkowskiej, którzy też byli takimi samymi jak my a niestety mówimy o nich w czasie przeszłym.

Pamiętamy również o tych, którzy związani byli z tym klubem, barwami, mastem jako zawodnicy, działacze, pracownicy. Dla nich ta świeczka, chwila refleksji lub modlitwy.

Mając w głowie ostatnią tragedie z Rudy Śląskiej powiedzenie , aby kibic kibica nie wysyłał na cmentarze choć to truizm to pozostaje tym niespełnionym marzeniem.


Kolejne 3 punkty

Niedzielny mecz Legii z Arką nie był spotkaniem najwyższych lotów. Arka jest zespołem , który nie pokazuje wielkiej piłki, ale ... No właśnie. Ponoć już przed derbami Trójmiasta Gdańsk drży o ostateczny rezultat. Biorąc pod uwagę "hokejową" porażkę z Koroną u siebie, Lechia jest pod ścianą. Nie o tym jednak będzie mowa.
Piłkarze MZKS-u podeszli do spotkania poważnie do 37. minuty bo wtedy Jarosław Niezgoda po raz kolejny trafił w tym sezonie. To tylko kolejny dowód , że trener Jozak widzi w nim potencjał i raczej ciężko będzie go nie puszczać od pierwszej minuty. Po przerwie gra nie nabrała zbytnio rumieńców , ale to gospodarze przeważali . Arka nie tylko nie radziła sobie z wiatrem , ale i chyba z własną dyspozycją, która , delikatnie rzecz ujmując , była na kiepskim poziomie choć momenty wykonywania rzutów wolnych na bramkę Arka Malarza sprawiały problem .
W 87. minucie bramkę na 2:0 strzelił Michał Kucharczyk. Legia strzela, Legia wygrywa. Nie trzeba popadać jednak w hurra optymizm bo niestety , ale kolejny już mecz widzimy Legię grającą 45 minut na równym, wysokim poziomie, a reszta spotkania jest równią pochyłą .. 
Kibiców w ten zimny wieczór zebrało się ledwo ponad 14000 widzów. Licznik, który pokazywał 16000 po raz kolejny spłatał figla bo jak widać karneciarze odpuścili sobie to spotkanie.
W sektorze gości kilkadziesiąt osób w barwach żółto-niebieskich, którzy dotarli samochodami. Powodem takiej słabej liczby wyjazdowej była wadliwość składu , jaki wynajęli kibice z Gdyni od PKP co skutkowało kilkoma przymusowymi postojami również w drodze powrotnej. Cóż, pociąg tym razem zawiódł i 400 osobowa grupa arkowców musiała wracać spod Działdowa do domu.
Kolejne 3 punkty , które przechodzą do historii a w następny weekend wyjazd do Szczecina.







czwartek, 26 października 2017

Byt(ovia) w Pucharze Polski


         W kolejnej rundzie Pucharu Polski Legia zmierzyła się w Bytowie z miejscową drużyną Drutex-Bytovią. Mimo buńczucznych zapowiedzi i straszenia , że Legia będzie kolejnym klubem z ekstraklasy, który zaliczy porażkę nie zrealizowało się nic. Ochoty starczyło chyba na 120 sekund bo od 2 minuty Legia cieszyła się z gola na 1:0. Autorem był Armando Sadiku, który przypomniał o sobie niczym legendarny Diego Armando. Sadiku rozegrał patrząc na pozostałych zawodników całkiem niezłe zawody. Dobrze by było jakby to samo zrobił w najbliższym meczu z Arką w Warszawie. Miejscowi spinali się , ale niewiele to dało. Od 29. minuty było już 2:0 i Legia powoli zaczęła spoczywać na laurach. Na listę strzelców wpisał się Pasquato zwany przez kibiców Despacito. Trener Jozak do pucharowego spotkania wystawił dość eksperymentalny skład, ale nie ma co narzekać bo kiedy jak nie w takich meczach sprawdzić kogoś kto błyszczy i bryluje w czasie treningów, ale nie bardzo ma gdzie to zaprezentować szerszej publiczności. Pod koniec pierwszej połowy kontaktowego gola zdobyła ekipa Czarnych Wilków po bramce Szewczyka. Bramka dość kuriozalna i zdołała zaskoczyć Cierzniaka. Widać było, że Bytovia trochę dodała sobie animuszu  tym golem. Po zmianie stron w drugiej połowie przystąpili tak jak zwykle oponenci Legii z wielką werwą. Tu trzeba przyznać, że obydwa kluby trochę siadły jakby ta przerwa między połowami nic im nie dała i weszli na boisko bez sił witalnych. Za to miejscowy klub z Bytowa stanął na wysokości zadania w XXI wieku jakby przypomniał sobie tanie sztuczki z ubiegłej epoki. Nagle w 66. minucie spotkania zgasło światło… Kryzys został zażegnany po 20 minutach gry. Na szczęście wynik uległ zmianie, ale na korzyść Mistrza Polski kiedy Sadiku skierował po raz drugi piłkę do siatki Bytovii. 87. minuta jest 1:3 dla Legii i wynik nie ulega już zmianie.

Co do obiektu jest on dość mały i jest wg oficjalnych danych w stanie pomieścić 2000 widzów. Miejscowi oblegali nie tylko każde możliwe drzewo i piędź ziemi poza obiektem jak i na budynkach wchodzących w kompleks klubu sportowego Drutex-Bytovia. Wystawili dość skromny młyn ze swoimi sztandarowymi flagami „Czarne Wilki” oraz „Bytovia” robiąc w pewnym momencie swojego meczu osobliwe flagowisko w barwach klubowych. Kibice Bytovii to przede wszystkim FC Lechii Gdańsk więc był to dodatkowy smaczek tego spotkania. Kibiców Legii w sile 300 głów z old schoolowym oflagowaniem „CWKS” oraz „Legia Warszawa Boras”. Doping kibiców z Warszawy był dobrze słyszany przez całe spotkanie.

Spotkanie rewanżowe w Stolicy będzie tylko formalnością bo chyba tylko kataklizm jest w stanie odebrać Legii grę w dalszej fazie walki o Puchar Polski.




poniedziałek, 23 października 2017

Klasyka gatunku czyli Legia nad Wisłą


        Z kronikarskiego obowiązku warto przypomnieć o wczorajszym meczu pod Wawelem. Mecz , który zawsze będzie nazywany klasykiem bo co tu dużo mówić / pisać , obydwa zespoły to kawał niezłej historii piłki i długiej rywalizacji. Mecze te zarówno w grodzie Kraka jak i tu w Warszawie zawsze przyciągały tłumy. Tak też było wczoraj. Ponad 33000 mówią same za siebie. Choć zabrakło kibiców ze Stolicy, nie obyło się do jednostronnego festiwalu pieśni wulgarnej. O tym co każdy Krakus i Wiślak sądzi o Legii nie trzeba jakoś specjalnie pisać, wystarczy jak pociąg wjeżdża na dworzec Kraków Główny i mamy wykładnie kompleksu wobec klubu z Warszawy. Warto przypomnieć, że FC wywieszający flagę „Paka z Grodu Kraka” to nic innego jak płótno właśnie z tego miasta (sic !). Na trybunach nie dali o sobie zapomnieć ex-wiślakowi kibice Wisły. O tym jakie było ciśnienie fan klubów na ten mecz było hasło z mottem przewodnim : „Przywitajmy Judasza” w domyśle „Przywitajmy Mączyńskiego”. Sam zainteresowany specjalnie się tym nie przejmował i zagrał nawet równe spotkanie.

Decydującym momentem była 22. minuta, która była owocna w akcje koronkową niemal wzdłuż całej szerokości boiska. Wykończenie Jarosława Niezgody – majstersztyk ! Myślę, że jest to bardzo zdolny reprezentant młodzieży, który nigdy nie zawodzi , gdy się na niego stawia.


Co od kibiców, to można odnieść się tylko do kibiców TS Wisły. Legioniści mieli zakaz wyjazdowy i nie mogli pojawić się oficjalnie na tym meczu. Znając układy między obydwiema ekipami można powiedzieć, że raczej nie jest możliwe o jakimkolwiek porozumieniu ponad podziałami jak kiedyś to zrobił Lech wobec Legii 5 lat temu. Ekipa, która nie ma już od dłuższego czasu dobrej renomy a zwłaszcza po wydarzeniach w Marsylii czasie Euro 2016, postanowiła uświetnić niedzielny spektakl choreografią na legendarnym X sektorze (tak, tak to ta trybuna gdzie była słynna oprawa jak z X-Factora J). Na show składała się legendarna pierwsza jedenastka Białej Gwiazdy z wymownym transparentem nawiązującym do sukcesów Wiślaków, których brakuje od 2011 roku. Całość okraszona była dość pokaźną jak na Wisłę ilością pirotechniki w postaci odpalonych rac na samej górze sektora. Trzeba przyznać, że jest potencjał w budowie stadionu i pomysłach ultrasów Wisły, ale z wykonaniem jest już bardzo różnie. Na meczu obecni byli aktualni układowicze (bo Wisła nie ma żadnych zgód) wraz ze swoimi włoskimi przyjaciółmi z SS Lazio Rzym.

Bezcenne trzy punkty na terytorium wroga i powrót do domu , aby przygotować się do meczu z Bytovią Bytów w Pucharze Polski. Cieszy postawa młodych zawodników takich jak Jarek Niezgoda. Przynajmniej polska młodzież wie po co się wychodzi z e(L)ką na boisko , a nie jak nadąsany na cały świat gwiazdor Dominik Nagy, który coraz bardziej przypomina innym, że walizki ma już spakowane i czeka na najbliższy bilet do Europy. Droga wolna, nie potrzeba tu jednosezonowców !