poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Wygrana na otarcie łez


        Ciężko się pisze o meczu domowym , na którym się nie było a miało się jedynie możliwość obejrzenia na ekranie smart fonu z kolegą w autokarze podczas powrotu do domu. Tak też się ogląda mecze J. Co do samego meczu był on w ogóle inny w odróżnieniu od meczów z tego sezonu. Zarówno sportowo jak i kibicowsko było specyficznie.

Mecz z Zagłębiem Lubin był pierwszym spotkaniem w ekstraklasie po pamiętnej klapie z Sheriffem Tiraspol. Piłkarze próbowali zmazać z siebie znamię hańby , które od początku sezonu 2017/2018 coraz bardziej jest im garbem a jak widzimy włodarze klubu niewiele w tej sprawie robią. Pierwsza połowa przebiegła w dość sennej atmosferze i nie mam na myśli tego co się działo na trybunach bo to osobna kwestia. Po prostu zarówno Legia jak i Zagłębie niewiele robili , aby ten niekorzystny rezultat zmienić . Festiwal nieskuteczności i kiepskich zagrań wręcz odpychał człowieka od oglądania tego widowiska. Legia niestety ma znowu problem ze środkiem pola.  Brak Guilherme w tej formacji po odniesionej kontuzji tylko powiększa skalę problemu. Szkoda, że tak się dzieje bo ile razy Kucharczyk jest skazany na przerzucenie z jednego skrzydła piłki  na … drugie skrzydło. Pierwsza połowa to marazm, który słusznie został skwitowany prze trybuny dosadnym językiem okrzyków i transów. W drugiej połowie spotkania praca tzw. przodu trochę się poprawiła. W 57. minucie Sadiku skierował w sowim stylu piłkę i Legia objęła prowadzenie w meczu. Gra trochę nabrała rumieńców bo złość trybun tego dnia przekuła się na złość sportową zawodników. Szkoda, że tak nie było mecz wcześniej … To już historia a liga dalej pozostaje do rozegrania. 6 minut później do głosu doszedł Sebastian Szymański , które co by nie mówić daje nadzieje , że może coś w tym sezonie wreszcie się zdarzy dobrego dla zespołu Legii mimo, że też ma sporo krytykantów wśród kibiców. Pod koniec spotkania Legia mimo prowadzenia doznała znowu dwóch nie przyjemnych sytuacji. W 78. minucie Arkadiusz Malarz doznał kontuzji przy wybijaniu piłki. W jego miejsce wszedł Cierzniak. W doliczonym czasie gry Zagłębie wywalczyło dla siebie rzut karny a arbiter spotkania skorzystał z systemu VAR, aby upewnić się, że faktycznie była ręka u Brozia. Co prawda doliczonych w sumie było 7 minut, ale wynik pozostał niezmienny 2:1 dla Legii. Niestety, na przestrzeni kilku dni Michał Pazdan znowu nie popisał się i zszedł z placu gry z czerwoną kartką.

Co do dopingu to goście przyjechali jak zwykle na ten stadion w około 200 osób z niezłym jak na taką liczbę oflagowaniem. Tego dnia stadion wypełniony był na niecałe 15000 widzów. Niestety, w odpowiedzi na niepowodzenie w europejskich pucharach Legia nie mogła liczyć na doping a jedynie na transparenty i uszczypliwe okrzyki pod adresem swoich piłkarzy. Trochę to przypominało te mniej ciekawe czasy ostatniej dekady przy Łazienkowskiej 3. Brak dopingu i oflagowania ograniczonego do słynnej flagi LEGIA TO MY oraz transparentów skierowanych do klubu i piłkarzy. Mimo wygranej w stylu pozostawiającym wiele do życzenia tego dnia piłkarze nie mogli świętować zwycięstwa ze swoimi fanami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz